Szpagat poprzeczny przez długi czas wydawał mi się czymś nierealnym. Nie dlatego, że próbowałam i nie wychodziło, ale dlatego, że nawet nie próbowałam. W mojej głowie było przekonanie, że to ruch poza moim zasięgiem – że mam „kostne ograniczenia”, że moje biodra po prostu nie są stworzone do tego układu. Brakowało mi wiedzy, narzędzi i planu. Ale teraz widzę, że największym brakującym elementem było zrozumienie, że szpagat poprzeczny nie jest czymś odrębnym, a logicznym kolejnym krokiem po pracy nad podłużnym.

Szpagat podłużny był dla mnie pierwszym krokiem, choć wtedy jeszcze nie myślałam o tym w ten sposób. Jego mechanika jest dla ciała znacznie bardziej intuicyjna. Pracujemy w naturalnym dla nas zakresie – zgięcie i wyprost biodra to wzorce, które powtarzamy codziennie, robiąc wykroki, wstając, siadając czy biegając. W tej pozycji łatwo można poczuć, co pracuje, co się rozciąga, co wymaga większej stabilizacji. Przednia noga działa inaczej niż tylna, pośladki stabilizują, a mięśnie czworogłowe nadają ruchowi kontrolę. Można nauczyć się pracy z miednicą, świadomości aktywnego rozciągania i tego, jak nie „puszczać” ciała, tylko stopniowo pogłębiać zakres.

Przejście do szpagatu poprzecznego to zupełnie inna historia. Tutaj ciało nie ma żadnych codziennych schematów, które mogłyby pomóc w nauce tego ruchu. Nie chodzimy bokiem, nie funkcjonujemy w pełnym odwiedzeniu nóg, więc te mięśnie pozostają nieaktywne i często słabe. To dlatego tak wielu osobom wydaje się, że ich ograniczenia są kostne, a w rzeczywistości ich ciało po prostu nie ma jeszcze siły i stabilizacji, by dobrze poradzić sobie z tą pozycją. Przywodziciele, które nagle stają się kluczowe, nie są gotowe do pracy w nowym zakresie, a miednica ucieka do przodu lub tyłu w poszukiwaniu kompensacji. Wiele osób czuje też blokadę w odcinku krzyżowym kręgosłupa – i to był dla mnie największy przełomowy moment w tej drodze.

Jeśli próbujesz zrotować biodra w poprzecznym, ale nie masz aktywnych nóg, całe obciążenie idzie właśnie w odcinek krzyżowy. Miednica nie ma wsparcia, a plecy zaczynają przejmować cały ciężar pozycji. To wtedy ciało wysyła sygnał ostrzegawczy – pojawia się napięcie, opór, uczucie, że coś się „blokuje”. Tego nie da się rozciągnąć. Nie da się tego po prostu „przeczekać”, aż minie. Bo to nie jest kwestia elastyczności, tylko kontroli.

Dopiero kiedy zaczęłam pracować inaczej, zobaczyłam zmianę. Jeśli napniesz nogi, włączysz pośladki i świadomie zrotujesz uda na zewnątrz, biodra ustawiają się właściwie, a odcinek krzyżowy nie jest obciążony. Właściwe mięśnie zaczynają pracować – aktywuje się cała struktura odpowiedzialna za rotację i stabilizację, a ciało przestaje się bronić przed ruchem.

To był moment, w którym zrozumiałam, dlaczego szpagat podłużny jest koniecznym etapem przed poprzecznym. To właśnie w nim uczymy się kontrolować napięcie, stabilizować miednicę i aktywować mięśnie w rozciąganiu. To on pozwala nam poczuć, jak angażować ciało w sposób świadomy, a nie przypadkowy. I dopiero wtedy można przełożyć tę wiedzę na poprzeczny – gdzie praca nóg, a nie tylko elastyczność, odgrywa kluczową rolę.

Największym odkryciem było dla mnie to, że prawdziwa lekkość i swoboda w tej pozycji nie pojawia się dlatego, że „puścimy” napięcie. Pojawia się wtedy, gdy ciało czuje się silne i stabilne. Jeśli miednica nie ma wsparcia, jeśli nogi nie są napięte, jeśli ciało nie wie, co robić – zakres się zatrzyma, a w plecach pojawi się dyskomfort. Ale jeśli wszystkie elementy zaczynają współpracować, pojawia się poczucie bezpieczeństwa, które sprawia, że mięśnie naturalnie się rozluźniają. Nie dlatego, że są zmuszone do tego, ale dlatego, że wreszcie mogą.

Teraz, kiedy jestem na etapie siadania w Samakonasanie, widzę to wszystko jeszcze wyraźniej. To nie była kwestia „braku bioder” ani „ograniczeń kostnych” – to był brak wiedzy, narzędzi i odpowiedniego treningu.

I jeśli miałabym dać jedną radę komuś, kto zaczyna tę drogę: nie rozciągaj się pasywnie. Pracuj aktywnie. Napnij nogi. Włącz pośladki. Szukaj kontroli zamiast rozluźnienia. Wzmacniaj przywodziciele – rozciągaj aktywnie.

Nie czekaj, aż ciało „puści” samo z siebie, bo to nie jest kwestia czasu, tylko sposobu pracy. Im bardziej świadomie zaangażujesz mięśnie, im bardziej nauczysz je wspierać ruch, tym szybciej pojawi się przestrzeń, w której zakresy staną się dostępne, a ciało zacznie ufać nowym pozycjom.

Lekkość przychodzi wtedy, gdy czujesz siłę i stabilność, a nie wtedy, gdy rezygnujesz z napięcia. Bo prawdziwe rozluźnienie to nie bezwład – to efekt tego, że wszystkie elementy współpracują i robią dokładnie to, co powinny.

Pamiętaj, że to moje obserwacje – wybieranie wiedzy, moje doświadczenie i lata pracy z ludźmi, którzy również przechodzą tę drogę. To, co działa na mnie, może działać inaczej na Ciebie. Może Twój sposób pracy będzie inny, może dojdziesz tam inną drogą. Nie ma jednej ścieżki, ale są mechanizmy, które warto rozumieć. Najważniejsze, żebyś uczył się swojego ciała i znalazł sposób, który pozwoli Ci dojść tam, dokąd chcesz – świadomie, bezpiecznie i w zgodzie z tym, jak działa Twój własny ruch.

DJ

Daga Joga